Wystrzelona z dna oceanu wulkaniczna wyspa długo była rajem bez człowieka. Kiedy się pojawił, niemal ten raj zniszczył. Egzotyczne lasy zamieniono w pola trzciny cukrowej, a ptaka dodo po prostu zjedzono. Kolonizatorzy portugalscy, holenderscy, francuscy i w końcu angielscy przywozili na wyspę niewolników. Na Mauritiusie nigdy nie było rdzennej ludności a przez setki lat geny murzyńskie, hinduskie, chińskie i europejskie tak się mieszały, że dzisiaj nie ma wiodącego typu urody.
Niewolnicy wyrwani brutalnie ze swoich domów musieli uczyć się żyć od nowa w warunkach narzuconych przez właścicieli. Najwięcej ocalili Hindusi i to ich najbardziej widać na ulicy. Stanowią ponad 50% ludności wyspy no i zostali sprowadzeni przez Anglików już po zniesieniu niewolnictwa, jako tania siła robocza. Kreolska i murzyńska kultura przetrwała w muzyce a taniec sega ( tradycyjna wersja maurytyjska od 2014r. jest na liście UNESCO !) stał się znakiem rozpoznawczym Mauritiusa jak dodo i rum. Patrzyłam na ludzi, ulice w mieście, skromne wiejskie gospodarstwa i było mi smutno. To póki co, kraj bez narodu, bez chlubnej historii,, bez zabytków. Musi upłynąć wiele lat aby z tego kotła pomieszanych wierzeń i obyczajów powstała jednorodna społeczność korzystająca w rozwoju z kultur wszystkich tworzących ją narodowości. I dlatego na ulicach Mauritiusa nie szukajcie egzotyki Delhi czy Bangkoku.
Mauritius, w maju 2007r.
MAURITIUS cz.1 - http://obiezyswiat.org/index.php?gallery=34707
|